To było parę dni po rozstaniu. Poszłam do rodziców z robótką, żeby nie
siedzieć sama, nie wzdychać, nie płakać. I tak sobie siedzę, robię i nagle
słyszę: można złotą rybkę wsadzić z
bojownikiem? Patrzę zdziwiona i już mówię, że absolutnie. I zaczyna się
rozmowa o akwariach. Że jakiś czas temu mówiłam, że kiedyś będę musiała się za
to znów zabrać. Że mi brakuje, ale nie wiem od czego zacząć. A w ogóle to wtedy
miałam jeszcze nadzieję, że lada chwila wrócę z powrotem na Tarcho i nie będzie
się nad czym zastanawiać.
Tego dnia mnie wciągnęło. Zaczęliśmy gadać z rodzicami o akwarium,
dyskutować co, ewentualnie, jakie rybki. Zaczęłam przedstawiać korzyści tego
(uspokojenie, nawilżenie powietrza, kawałek natury w moim i tak mega naturalnym
pokoju itp.). Mama mówiła tylko: małe ma
być. Zaczęłam więc szukać czegoś ok. 40 litrów, jak kiedyś.
Szybko okazało się, że nie jestem pewna mojego stolika, który kiedyś miał pomieścić
laptop i trzeba było rozejrzeć się za odpowiednią szafką. Ale o tym za chwilę.
Oglądałam akwaria i przypomniało mi się jak parę lat temu, gdy rozpoczęłam pracę
na obecnym stanowisku, chciałam wrócić do akwarystyki. Tata mi to wówczas
wyperswadował nakazując oszczędzanie. W sumie sama przyznałam mu rację bardzo
szybko, a pieniądze się przydały podczas wyprowadzki. Był wtedy pewien zestaw,
który bardzo chciałam mieć. Akwarium przeciętne wielkościowo, z filtrem,
grzałką, jakimiś dodatkami pokarmowymi i mega super oświetleniem do roślin.
Drogie jak cholera. Polskie. Nazywało się to cudo Brillux. Pewnie od briller(fr.), nie wiem.
Cudem opatrznościowym było to, że tamtego wieczora od akwarium 40 litrów
przeskoczyłam do 72 Brilluxa. Rodzice nic nie powiedzieli na cenę, wyraźnie
wyższą w stosunku do innych zestawów. A ja zaczęłam marzyć.
Rozejrzałam się za szafką na allegro. Opłaciłam, zamówiłam. Po weekendzie
dzwonią, że w tej cenie już nie mają, ewentualnie droższe. Odmówiłam, kasa
oddana, jedna kłoda pod nogi więcej. Któregoś dnia po pracy poszłam do
zaprzyjaźnionego sklepu zoologicznego. Właściciel – wieloletni akwarysta, współpracujący
z Magazynem Akwarium, biorący udział
w wystawach, pokazach akwa, zaproponował mi wtedy zrobienie szafki, na co
przystałam. Z dowozem za free.
Kolejna przeszkoda to oczekiwanie na wymarzony zestaw. W hurtowniach nie
było. Na allegro mogłam zamówić, ale musiałabym sobie dowieźć. W auchanowskim sklepie
powiedzieli, że mi dowiozą, ale gdy pozbędę się rabatu na zakup akwarium. A bardzo
mi zależało, żeby dostać to w jednym kawałku i nie ryzykować stłuczeniem. Ponownie
poszłam wydreptaną ścieżką do zoologicznego. Pytam i dowiaduję się, że mogę mieć
za 40 zł więcej niż na allegro. Ok,
biorę. Przyjadą, dostarczą, tylko czekać.
Właśnie – czekać, Coś, czego nie potrafię. Parę razy dzwoniłam do sklepu.
Czekałam chyba ze 2-3 tygodnie, trudno mi określić. A to nie było w hurtowniach, albo dopiero robią.
Wreszcie, w minioną środę (nie wczoraj) dostaję telefon, że 13.03 (!) dostarczą
go na Krasnowolską i na środę (wczoraj) powinnam już mieć. Ucieszyłam się
niezmiernie. Nie byłam pewna czy rzeczywiście do wczoraj się uda, więc
specjalnie się nie nastawiałam. I ten telefon w pracy: mamy Brilluxa :) Po
prostu cudo :)
Po 18 umówiłam się na odbiór. Wszystko (tfu tfu) w jednym kawałku.
Oddzielna klapka na filtry, oddzielna na oświetlenie i wymianę wody, oddzielna
na karmienie. Bajka! Teraz stoi u mnie na szafce i czeka na lokatorów. Florę i
faunę. Bo z obawy przed tym, że coś nie pójdzie, odłożyłam szukanie i kupowanie
wyposażenia do momentu, gdy będę miała akwarium. Śmieję się, że kupiłam sobie
telewizorek.
Przyznam się, że najtrudniej walczyło mi się ze sobą. Z tym, że dużo kasy,
że nie zasługuję na taki wydatek. Że ktoś tam jest biedny a ja szczęśliwa. I
potem usłyszałam znowu Beatkę i to, czego się nauczyłam po rozstaniu: nie
jestem odpowiedzialna za nikogo. Ludzie mają własne życie, własne wybory,
własne definicje szczęścia. Nie chodzi o to, że moją jest akwarium, bo byłabym
w stanie z niego zrezygnować. Teraz myślę trochę inaczej na ten temat – inni są
ważni, ale dla siebie to ja muszę być najważniejsza. Nigdy tego nie rozumiałam,
nie stosowałam. Zawsze byłam lustrem. I nieważne czy ktoś to widzi. Ja widzę.
Ja zanalizowałam siebie na tyle głęboko, żeby stwierdzić jak się zachowywałam,
co we mnie uderzało. I wracając do Beatki, te słowa właśnie pozwoliły mi się
oderwać.
A co do Brilluxa, prezentuję zdjęcie z wczoraj, jeszcze świeże :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz