Plany, plany, plany... Gubię się w tym wszystkim, nie wiem w co ręce włożyć
i myśli też. A czas biegnie nieubłaganie. Pytają mnie o projekty, na którymi pracuję,
a ja mam plan na rok do przodu.
Z J. na ostatnim sobotnim sabacie doszłyśmy do wniosku, że ludzie czasem
robią rzeczy, z których nie zdają sobie sprawy, a co jest odbiciem ich wnętrza.
Przykładowo, jedna koleżanka potrzebując siły wewnętrznej, zaczęła jeździć na
siłownię. Robi to nieświadomie. Ot tak, w ramach zapełniania wolnego czasu.
Beatka P. wyznaje w ostatniej książce, że dziergała swetry na drutach w celu
otoczenia się ciepłem, opieką nad sobą. A ja? Intensywnie ostatnio dziergam
dywan wiosenny, w planach kolejne na inne pory roku, serwetki również w
planach. Ogólnie upiększanie wnętrza.
Nie tylko tego architektonicznego. Fizycznie, psychicznie również. Co jakiś
czas, dość krótki, robię porządki w pewnym miejscu pokoju. A to posprzątam
ubrania, a to jakieś swoje drobiazgi – vide
porządkowanie wnętrza, siebie samej. No i akwarium – moje dziecko. Jakkolwiek
to brzmi, brzmi właściwie. Nie zwiążę się z kimś, komu przeszkadza szum filtra
:)
Nawiązując do tematu, w piątek kładę dno, zalewam, uruchamiam technicznie. W
sobotę sadzę rośliny. Za miesiąc ryby. Numerologicznie sprawdziłam – 2. Może
być. Gdzieś tam we mnie, mimo, że to bez sensu kompletnie, automatycznie weryfikuję
numerologicznie pewne daty i podporządkowuję, jeśli mogę.
Rośliny zamawiałam wczoraj. Trudno było złapać dystans, nie przejmować się
wymaganiami, obawami co do tego, czy urosną. Teraz inaczej na to patrzę –
pewnie cos się nie przyjmie, więc lepiej od razu się na to nastawić, ale sytuacji,
gdy pada cała obsada roślinna, na pewno nie będzie. Nie mogę się doczekać, już żyję
piątkiem! :D
W czwartek wieczorem zrobiłam mega zakupy. Aż trochę się wstydzę sumy, jaką
zapłaciłam, ale u jednego sprzedawcy udało mi się dostać wszystko. Żwir,
osprzęt praktyczny do akwa (odmulacz, czyścik,
narzędzia do opieki nad roślinami itd.). Powinno dziś dojść, najpóźniej jutro. Odkryłam
kolejną rzecz w sobie. Uwielbiam wprost rozkładać każdą zakupioną rzecz na czynniki
pierwsze, obracać, oglądać z każdej strony, jak dziecko, które dostało fajną zabawkę.
Odstana woda już czeka na rośliny, które, mam nadzieję, przyjdą do końca
tygodnia.
Inne plany? O szydełku już mówiłam. Blog. Na pewno nie będzie wyglądał tak,
jak teraz. Tylko musze znaleźć przede wszystkim chęci i czas na to. Kiedyś miałam
takie fajne linki pomagające ulepszyć wygląd. Nie wiem gdzie je posiałam. W międzyczasie
– książki. Dużo książek, które leżą i czekają aż je przeczytam. Nowości
wydawnicze są również wśród nich, ale czas, moi drodzy, czas… :)
Terapia posuwa się do przodu, mimo, że zrezygnowałam z tej profesjonalnej.
Godzina dziennie pracy nad sobą i czuję, że żyję. Nie z tak poważnych rzeczy
ludzie wychodzą przecież :) I po sabacie wiem już, że mogłabym J. nazwać moja
siostrą przyrodnią. Ta sama historia, te same oskarżenia, te same wartości,
jakie cenimy w relacjach z innymi ludźmi. Pesymistycznie niepewne swojej
wartości dziecko podpowiadało, że jestem tak mało interesująca, że po godzinie
trzeba będzie wymyślać tematy. Tymczasem dupa blada, przesiedziałyśmy 5 i
jeszcze było mało. I ta cudowna świadomość, że już po 21, a ja nie czuję presji,
że muszę wracać, aby kogoś zadowolić, zapewnić trochę czasu ze sobą. Ograniczenia,
które sama sobie wymyślałam.
Paradoksalnie, nie chce się skarżyć. Gdyby można było, ze szczerego, całego
serca podziękowałabym mojej byłej za wszystko. Za dobre i złe chwile, mimo że
nad złymi nie chcę się zastanawiać ile było kłamstw i co naprawdę było prawdą.
Nie chcę, bo mnie to dobija. Bo chce mimo wszystko wierzyć w dobro, w pozytywy.
Podziękowałabym nie za to, co złe, za swoje uczucia, swoje załamania, które
miały miejsce. Nie. Podziękowałabym za to, że jestem teraz sama. Że mogę poznać
siebie i dojść ze sobą do ładu i swoimi uczuciami. Zrozumieć czego ja chcę, co
mi odpowiada, a nie innym. Walczyć o siebie. W literaturze fachowej nazywa się
to zakochiwaniem się w sobie i chyba tak jest. Mam świadomość swoich wad,
narcyzmem tego nie nazwę, bo daleko mi do tego, ale chce poznać siebie zanim
wezmę się za poznawanie kogoś innego. Podziękowałabym za to, że mogę pracować nad
sobą, spełniać swoje marzenia, ustawiać sobie wartości i priorytety tak, jak ja
chcę. Nie bać się obsesyjnie rozstania, symbiozy z drugą osobą.
Mówią mi, żem teraz lepsza, pogodniejsza, z większym dystansem do siebie. I
tak chyba jest. Co do dystansu, jak tylko mi odbije, wrzucę na fb sesję mojego
cudownego nosa :D No ale jak mi odbije ;)
Dziewczyny po rozstaniu zmieniają kolor włosów, fryzurę. Ja kolor zmieniłam
symbolicznie, przyciemniłam, podobno na lepsze. Zamiast fryzury, przemeblowałam
pokój. Początek był trudny, inaczej się zasypiało, ale teraz nie wyobrażam sobie
innego ustawienia ;)
I jakoś życie się toczy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz