poniedziałek, 24 marca 2014

24 marca: Plany, plany, plany...

Plany, plany, plany... Gubię się w tym wszystkim, nie wiem w co ręce włożyć i myśli też. A czas biegnie nieubłaganie. Pytają mnie o projekty, na którymi pracuję, a ja mam plan na rok do przodu. 

Z J. na ostatnim sobotnim sabacie doszłyśmy do wniosku, że ludzie czasem robią rzeczy, z których nie zdają sobie sprawy, a co jest odbiciem ich wnętrza. Przykładowo, jedna koleżanka potrzebując siły wewnętrznej, zaczęła jeździć na siłownię. Robi to nieświadomie. Ot tak, w ramach zapełniania wolnego czasu. Beatka P. wyznaje w ostatniej książce, że dziergała swetry na drutach w celu otoczenia się ciepłem, opieką nad sobą. A ja? Intensywnie ostatnio dziergam dywan wiosenny, w planach kolejne na inne pory roku, serwetki również w planach. Ogólnie  upiększanie wnętrza. Nie tylko tego architektonicznego. Fizycznie, psychicznie również. Co jakiś czas, dość krótki, robię porządki w pewnym miejscu pokoju. A to posprzątam ubrania, a to jakieś swoje drobiazgi – vide porządkowanie wnętrza, siebie samej. No i akwarium – moje dziecko. Jakkolwiek to brzmi, brzmi właściwie. Nie zwiążę się z kimś, komu przeszkadza szum filtra :) 

Nawiązując do tematu, w piątek kładę dno, zalewam, uruchamiam technicznie. W sobotę sadzę rośliny. Za miesiąc ryby. Numerologicznie sprawdziłam – 2. Może być. Gdzieś tam we mnie, mimo, że to bez sensu kompletnie, automatycznie weryfikuję numerologicznie pewne daty i podporządkowuję, jeśli mogę. 

Rośliny zamawiałam wczoraj. Trudno było złapać dystans, nie przejmować się wymaganiami, obawami co do tego, czy urosną. Teraz inaczej na to patrzę – pewnie cos się nie przyjmie, więc lepiej od razu się na to nastawić, ale sytuacji, gdy pada cała obsada roślinna, na pewno nie będzie. Nie mogę się doczekać, już żyję piątkiem! :D 

W czwartek wieczorem zrobiłam mega zakupy. Aż trochę się wstydzę sumy, jaką zapłaciłam, ale u jednego sprzedawcy udało mi się dostać wszystko. Żwir, osprzęt praktyczny  do akwa (odmulacz, czyścik, narzędzia do opieki nad roślinami itd.). Powinno dziś dojść, najpóźniej jutro. Odkryłam kolejną rzecz w sobie. Uwielbiam wprost rozkładać każdą zakupioną rzecz na czynniki pierwsze, obracać, oglądać z każdej strony, jak dziecko, które dostało fajną zabawkę. 

Odstana woda już czeka na rośliny, które, mam nadzieję, przyjdą do końca tygodnia. 

Inne plany? O szydełku już mówiłam. Blog. Na pewno nie będzie wyglądał tak, jak teraz. Tylko musze znaleźć przede wszystkim chęci i czas na to. Kiedyś miałam takie fajne linki pomagające ulepszyć wygląd. Nie wiem gdzie je posiałam. W międzyczasie – książki. Dużo książek, które leżą i czekają aż je przeczytam. Nowości wydawnicze są również wśród nich, ale czas, moi drodzy, czas… :) 

Terapia posuwa się do przodu, mimo, że zrezygnowałam z tej profesjonalnej. Godzina dziennie pracy nad sobą i czuję, że żyję. Nie z tak poważnych rzeczy ludzie wychodzą przecież :) I po sabacie wiem już, że mogłabym J. nazwać moja siostrą przyrodnią. Ta sama historia, te same oskarżenia, te same wartości, jakie cenimy w relacjach z innymi ludźmi. Pesymistycznie niepewne swojej wartości dziecko podpowiadało, że jestem tak mało interesująca, że po godzinie trzeba będzie wymyślać tematy. Tymczasem dupa blada, przesiedziałyśmy 5 i jeszcze było mało. I ta cudowna świadomość, że już po 21, a ja nie czuję presji, że muszę wracać, aby kogoś zadowolić, zapewnić trochę czasu ze sobą. Ograniczenia, które sama sobie wymyślałam.

Paradoksalnie, nie chce się skarżyć. Gdyby można było, ze szczerego, całego serca podziękowałabym mojej byłej za wszystko. Za dobre i złe chwile, mimo że nad złymi nie chcę się zastanawiać ile było kłamstw i co naprawdę było prawdą. Nie chcę, bo mnie to dobija. Bo chce mimo wszystko wierzyć w dobro, w pozytywy. Podziękowałabym nie za to, co złe, za swoje uczucia, swoje załamania, które miały miejsce. Nie. Podziękowałabym za to, że jestem teraz sama. Że mogę poznać siebie i dojść ze sobą do ładu i swoimi uczuciami. Zrozumieć czego ja chcę, co mi odpowiada, a nie innym. Walczyć o siebie. W literaturze fachowej nazywa się to zakochiwaniem się w sobie i chyba tak jest. Mam świadomość swoich wad, narcyzmem tego nie nazwę, bo daleko mi do tego, ale chce poznać siebie zanim wezmę się za poznawanie kogoś innego. Podziękowałabym za to, że mogę pracować nad sobą, spełniać swoje marzenia, ustawiać sobie wartości i priorytety tak, jak ja chcę. Nie bać się obsesyjnie rozstania, symbiozy z drugą osobą.

Mówią mi, żem teraz lepsza, pogodniejsza, z większym dystansem do siebie. I tak chyba jest. Co do dystansu, jak tylko mi odbije, wrzucę na fb sesję mojego cudownego nosa :D No ale jak mi odbije ;) 

Dziewczyny po rozstaniu zmieniają kolor włosów, fryzurę. Ja kolor zmieniłam symbolicznie, przyciemniłam, podobno na lepsze. Zamiast fryzury, przemeblowałam pokój. Początek był trudny, inaczej się zasypiało, ale teraz nie wyobrażam sobie innego ustawienia ;) 

I jakoś życie się toczy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz